Powiedz mi kto wrzucił mózg mojego synka do miksera?

Zgrzyt, lekki chrupot i coś jak by powietrze właśnie uciekało z przedniego koła. Potem cisza… Powiedz mi kto wrzucił mózg mojego synka do miksera?

Kolejne ustawy i zakazy w naszym Państwie Prawa, demonstracje i przepychanki na ulicach. Choć przerabialiśmy to wiele lat temu, a historia nas oceniła to dziś jesteśmy świadkami niemal bliźniaczych wydarzeń. Nasze sąsiadki w ciąży, matki i ojcowie dzieci przed szesnastym rokiem życia wychodzą na ulice by wykrzyczeć swój ból i wściekłość. Nic dziwnego gdy ich prawa i życie są podwieszane na linkach rządu niczym marionetki. Ja zaś siedzę cicho w w domu z telefonem w ręku i niewierzę w to co się dzieje. Zastanwiam się kolejny raz nad wyjazdem z kraju, zmianą pracy i tak możesz powiedzieć ucieczką. Jednak po tylu latach wciąż jestem niepoprawnym optymistą wierząc, że będzie lepiej, cóż może jednak nie będzie.

Z sąsiedniego pokoju dochodzi mnie okrzyk radości syna: „zamknęli szkoły!”. No nie wierzę, już to chyba przerabialiśmy. Laptopy, monitory, komputery, teamsy, skype, kamerki i mikrofony –część II. Coż życie myśle sobie i układam kolejny plan. Tym razem na przyszły homeofficowy tydzień, mając z tułu głowy wyjazd na dobre.

Mój syn Piotruś uczy się średnio, lubi plastykę i wf. Plastykę dlatego gdyż może malować rękoma a wf?, cóż chyba dlatego, że na każdym bez względu na warunki podogowe grają w piłkę nożną. Za miesiąć ma urodziny, będzie miał już 11 lat i jak to nazał, będzie „pełnowymiarowym nastolatkiem”. Podoba mi się ten zwrot, pełnowymiarowy nastolatek. Uśmiecham się lekko na myśl co będzie w wieku 20lat, pełnowymiarowy dorosły(?). Zobaczymy, jeszcze parę lat nas dzieli do tej pełnowymiarowości dorosłego. Dziś nastolatek Piotr w pełni absorbuje naszą uwagę. Zaczynało się od minecrafta, robloxa, potem hasła do netflixa i konto na paypall. Codziennie to chyba ja uczę się wiecej od niego niż on ode mnie (śmiech). Lubię patrzeć jak dorasta i gdy kładzie się spać siadam obok myśląc gdzie będzie za 10lat w tym nienormlanym świecie. Moja druga połowa pociesza mnie, że będzie dobrze, że te stajki, zamknięcia całe covidy to stan przejściowy, ja jednak wiem swoje.

Zamknięcie szkół i nauka zdalna jest mi bliska, gdyż z początkiem roku przeszliśmy w domu chrzest bojowy i cała nasza trójka pracowała na trzy laptopy. Dziś po kilku miesiącach Sylwia –wspomniana moja druga połowa zmieniła pracę i wchodząc w szeregi pielęgniarek w Szpitalu Miejskim. Jej dyżury od rana do wieczora i moja praca powodują, że w domu widzimy się dosłownie kilka godzin. Zostają więc niedziele, choć też nie każda. Te dni spędzamy więc razem na zabawie i spacerach. Od dwóch tygodni jest jednak jakość inaczej. Piotr siedzi na Teamsach, Sylwia w szpitalu ja w domu na homeoffisie. I gdy przychodzi niedziela jesteśmy tak zmęczeni tygodniem, że jedyne o czym myślimy to spanie lub leżenie na plaży. Z początku się tym nie przejmowałem tłumacząc sobie, że taka kolej rzeczy jednak sytacja się zmieniłą diametralnie gdy dokładnie miesiąc po wesołym okrzyku radości o zamknięciu szkoły syn szepnął mi do ucha „tato, ja już nie mam siły, nie chce mi się żyć”.

Wyobrażasz to sobie?! Jesteś ojcem wychowującym dziecko, matką która szykuje synkowi śniadania i kolacje i Twoje największe szczęście życia szepcze o pomoc takimi słowami. Wryło mnie w ziemię po tych słowach a całe dziesięć lat wychowania przemknęło w sekundę. Piotrek nie krzyczał, nie wypowiedział tych słów w buncie lub wkurzeniu, on po zakończonych lekcjach online najzwyczajniej w świecie podszedł do mnie i przutulając do mnie szepnął, że już nie może. Po wielu minutach rozmowy i próby wyłuskania o co chodzi zrozumieliśmy, że przyczyn jest kilka: brak kupli, że zdalny wf, czy plastyka nie sprawiają już tej radości, że koleżanka dla której robił wycinanki z wróżbami po zakończonych lekcjach znika i tli się tylko na zielono gdy pracuje na kompie. Zwróciliśmy uwagę, że nauczyciele nie starają się uczyć go czegoś nowego, że będąc zmuszeni do nauki zdalnej powtarzają materiał i zadają zadania domowe. Że lekcje po 30minut i pajacyki przed kamerą to cyrk.

Piotr z dnia na dzień wyciszał się coraz bardziej, czasem przy kolacji wspominał, że chce iść do kolegi pograć lub na dwór pokopać w piłkę. Wszystko to jednak było takie „ciche”. Zastanwialiśmy się nawet wykupić poradę u psychologa dziecięcego jednak zrezygnowaliśmy, gdyż syn na sama myśl o lekarzu skwitował nas zdaniem „nie idę do żadnego psychiatry!” „jestem normalny!”.

Piekielnie trudno jest wytłumaczyć dziesięciolatkowi, że psycholog i pychiatra to dwie różne specjalizacje gdy nawet dorośli ich mylą. Może poźniej będzie na to czas. Tak więc razem z Sylwią postanowiliśmy rozwiązać temat we własnym zakresie, mając mniej lub bardziej przeorane dzieciństwo i bagaż doświadczeń i traum.

Po zapisaniu syna na lekcje programowania i nauki hiszpańskiego online, ja wziąłem dwutygodniowy urlop by móc z nim wychodzić trochę pokopać. Sylwia zamieniała tak dyżury by móc przynajmniej wieczory spędzać razem. W ten sposób minęło 14 dni. Czternaście dni urlopu i pracy z Piotrem. Zapytasz czy coś się zmieniło? Czy na lepsze czy gorsze? otóż tak zmieniło się. Jak wspominam Piotra to potrafił się przywitać po hiszpańsku i zaprogramować robot lego by podniósł małą zieloną piłkę. Sylwia zaczęła palić, a ja oddałem kilka projektów współpracwnikom. Piętnastego bowiem dnia, pierwszego gdy pojechałem do pracy po służbowy komputer, a Sylwia wyszła po papierosy znaleźliśmy syna w pokoju nieżywego. Miał rozbitą głowę w ręku trzymając ulubioną figurkę spidermana.
W tamtym dniu o 10:43 nasz świat się skończyl. Czas zatrzymał. Pamiętam jak przez mgłę jak jechałem przez miasto wioząc Piotra na tylnim siedzeniu, jak Sylwia wrzeszczała „szybciej kurwa, szybciej! on nie oddycha…”. Pamiętam, że na SORze gdy kładli go na wózek nie spłynęła mi nawet łza, moja twarz po prostu zamarła, nie czułem już nic. Po godzinie gdy wyszedł do nas lekarz ze schyloną głową, nie musiał nic mówić. Nasz syn umarł.

Ludzie w około mówią, że życie uczy nas pokory, że trzeba żyć dalej. Nikomu z nich jednak nie wyrwano z piersi serca bez znieczujenia! nie znam ojca, matki, której odbierając dziecko życie „ułożyło się normalnie”. Życie po prostu się nie układa normalnie! do końca życia pozostajesz smutnym, zgorzkniałym dziadkiem, któremu pozostały zdjęcia w laptopie, ubrania i zabawki dziecka w pokoju. Z pokoju nic do dziś nie wyrzuciliśmy, nie ruszyliśmy figurek z których był tak dumny. Sylwia tam nawet nie wchodzi, nie pozwala nic wyrzucić. Oboje siedzimy wieczorami jak zombi, niedowierzając w to co się wydarzyło. Ja obwiniam się, że pojechałem, ona że poszła po fajki. To było nasze jedyne dziecko, kochane dziecko które jednym szeptem zweryfikowało nasze jego wychowanie i system nauki. Jak można tak zmiksować dziecko, tak zasmucić… nie wiem. Po prostu nie wiem już nic.

Dziś w jego laptopie mruga tylko zielona lampka koleżanki dla której zrobił wycinankę. On już jej jednak nie zobaczy. Ja zaś nie mam siły odłączyć laptopa, bo czuję się jak by ktoś prąd mnie odłączył.

YOU MAY ALSO LIKE

Dodaj komentarz